Dziecko,  Przemyślenia mamy

Czy tożsamość jest ważna?

       Kiedy ktoś mnie pyta skąd jestem, bez wahania odpowiadam “Oryginalnie pochodzę z Miechowa”. Bo choć siedem lat mieszkałam w Krakowie, rok w Zakopanem i cztery lata w Żywcu, to do końca życia będę Miechowianką, bo tam się urodziłam i wychowałam. 
      Jestem szczęśliwą posiadaczką tożsamości, bo prócz tego, że jestem Polką, jestem też Małopolanką i przede wszystkim Miechowianką. Być może wiele osób nawet nie ma pojęcia jak ważne jest ów poczucie tożsamości pochodzeniowej; ja też nie miałam, dopóki nie zaczęłam studiować europeistyki, na której uświadomiono mnie jak ważne jest poczucie tożsamości. 
Jestem szczęśliwcem, bo urodziłam się, mieszkałam i wychowałam w tym samym mieście, dzięki czemu wiem co odpowiedzieć na pytanie: “skąd jesteś”. Co na takie pytanie dopowie moja córka? Tego niestety nie wiem…
         Do refleksji nad tożsamością mojej córki skłoniła mnie rozmowa przy komunijnym stole w maju tego roku, gdzie padały hasła, że to dobre dla dziecka zmieniać często miejsce zamieszkania i otoczenia, tak jak to się dzieje w naszym życiu. Zaczęłam nad myśleć, bo odkąd porzuciliśmy koczowniczy tryb życia minęły tysiące lat i od dawien dawna człowiek szuka miejsca na ziemi, by się osiedlić. 
          Własne miejsce daje poczucie bezpieczeństwa, a to jest drugie z najważniejszych, zaraz po potrzebach fizjologicznych, pragnienie w piramidzie Maslowa. 
Moja córka urodziła się w Bielsku-Białej, niecałe cztery lata mieszkała w Żywcu i nie wiadomo jak długo przyjdzie jej mieszkać w Łodzi. Całym sercem chcę, żeby moja córka za kilkanaście lat na pytanie: skąd pochodzisz, umiała znaleźć odpowiedź, ale czy tak będzie, tego nie wiem… Ostatecznie za każdym razem pytana o to, będzie wywlekała kilkudaniową mini historię z życia, udowadniając, że jest po prostu Polką, bo przecież żadna z niej Żywczanka czy Łodzianka (chyba, że zostaniemy tu już do końca życia)…
         Czy rzeczywiście koczowniczy styl życia jest taki dobry dla dzieci? Moja córka nie przeżyła traumatycznie tej przeprowadzki, choć nieraz wspomina ze smutkiem, że tęskni za ciocią Justynką, ostatnio nawet wspominała cukiernię Anię, do której bardzo często chodziliśmy. Była na szczęście w dosyć dobrym na takie zmiany wieku, bo nie zdążyła jeszcze nawiązać przyjaźni, a mieszkanie, które wynajmowaliśmy było brzydkie i mikroskopijne, więc to w Łodzi tak ją zachwyciło, że zaraz zapomniała o starych śmieciach.
          Niemniej jednak przeprowadzka i zmiana miejsca zamieszkania zajmuje bardzo wysokie miejsce w czynnikach stresogennych i powodujących depresję i ja osobiście nikomu nie życzę, żeby tak jak my wędrował po całej Polsce z dobytkiem i dzieckiem, stresując się czy znajdzie się miejsce w przedszkolu i jak dziecko się zaaklimatyzuje.
        Kolejnym utrudnieniem takiego życia jest znaczna odległość od rodziny. Od samego początku byliśmy z mężem zdani tylko na siebie. Oczywiście była to gwarancja ekspresowego dojrzewania i znam wielu ludzi, którzy teoretycznie są na swoim, mają rodziny i nie mają zupełnie pojęcia jak to jest żyć tak jak my. Niektórym ciężko jest nawet sobie wyobrazić, że jak jestem chora to nikt nie przyjdzie zabrać dziecka choćby na godzinny spacer, czy choćby tak banalna sprawa jak termin do UP: niezmiennie chodziłam tam z dzieckiem i do tej pory pamiętam przedzieranie się zimą przez zaspy z wózkiem (UP w Żywcu jest na końcu świata). Nierzadko dużo starsi od nas ludzie zadają nam niedorzeczne pytania w stylu: “Czy Asia znalazła już pracę” (było to w te wakacje), bo nie są w stanie sobie wyobrazić, że nie mam co zrobić z dzieckiem podczas wakacji w miejscu, w którym dopiero co zamieszkałam. To jest jednak temat na zupełnie inny post, i to zapewne bardzo rozbudowany…
        Przeprowadzka czasem jest nieunikniona, czasem jest spełnieniem pragnień i bierze się na nią kredyt 😉 i o ile przeprowadzka z mieszkania w bloku na obrzeża miasta do domu z ogrodem, może być dla całej rodziny niebywałym szczęściem, o tyle podróżowanie za pracą z całą rodziną i dobytkiem, szukanie mieszkań pod wynajem i ciągły niepokój “gdzie nas znowu poniesie” niekoniecznie jest taką przyjemnością. Kiedy kiedyś przyjdzie Ci go głowy powiedzieć takim jak my “ale Wam fajnie, że raz mieszkacie tu, raz tu” to zastanów się czy chciałbyś/łabyś nie mieć nigdy do pomocy dziadków, stracić wszystkie przyjaźnie i bliskich i wydawać krocie na przeprowadzki (pomyśl też ile rzeczy musiałbyś/łabyś zabierać, bo nikt na wynajętym mieszkaniu nie użyczy Ci miejsca, żebyś sobie stopniowo wywoził/a ubrania, meble, pościel, książki itd.) tylko po to, żeby przez rok czy dwa lata gdzieś osiąść i mimo wszystko dalej czuć się jak na walizkach? Czy naprawdę chciałbyś/łabyś żeby Twoje dziecko co rok zmieniało przedszkole lub szkołę, a Ty co trzy lata wędrowała po kraju za pracą? Nie sądzę (no chyba, że szłyby za tym jakieś wielkie pieniądze, ale w naszym przypadku to tylko mrzonki…).
miejsce pochodzenia

Z filiżanką kawy to moje własne miejsce w sieci. Zapraszam Cię do mojego świata, usiądź wygodnie i napij się ze mną filiżanki aromatycznej kawy. Jestem autorką lifestylowego bloga www.zfilizankakawy.tv, gdzie dzielę się z Wami wszystkim co mnie fascynuje i co jest dla mnie ważne.

76 komentarzy

  • LIFE STYLERKA

    Ja to mam totalnie na odwrót. Urodziłam się w Szczecinie i mieszkam w nim od 37 lat z jednym rocznym wyjątkiem kiedy byłam w Stanach. Dobrze mi tutaj. To moje miasto, znam wszystkie kąty, mam tu rodzinie i przyjaciół. Mam nadzieję, że nie będę musiała się stąd nigdzie wyprowadzać. No, chyba że do Toskanii;).

  • Love Domowe

    Bardzo ciekawy wpis. Ja przez pierwszych 18 lat swojego życia mieszkałam w Ostrołęce i już zawsze będę ostrołęczanką i kurpianą 🙂 Kocham to miejsce i uwielbiam do niego wracać, tym bardziej, że cały czas mieszka tam moja rodzina. Też mam za sobą migrację, ale za każdym razem były to moje świadome decyzje, nie pchał mnie do tego los czy też sytuacja, po prostu chciałam zmian na jeszcze lepiej. Oczywiście łatwiej było przeprowadzać się bez dziecka, ale nawet kiedy starsza córka pojawiła się na świecie przenieśliśmy się o kolejne ponad 200km. Miała wtedy 4 lata i nie odczuła tego w negatywny sposób, ale… kolejna przeprowadzka w wieku 7 lat już nie była taka prosta. Wtedy wywróciłam swoje/ nasze życie do góry nogami i dlatego chciałam zachować w jej życiu choć jedną stałą. Postawiłam na szkołę. Mimo, że była oddalona prawie o 30km od nowego domu woziłam ją tam codziennie. Tam miała już przyjaciół, więzi, znanych sobie nauczycieli i całe otoczenie, i nie wyobrażała sobie zostawić jeszcze i to. Niektórzy pukali się w głowę, kiedy słyszeli o tych naszych codziennych wyprawach, bo przecież mogła chodzić do szkoły tuż pod nosem. Dla mnie jednak ważniejsze było wtedy jej mocne zakorzenienie się w tamtym otoczeniu. I mimo kolejnej przeprowadzki po 3 latach (tym razem dystans do szkoły zmniejszył się do 10km) ona dalej uczęszcza do tej samej szkoły, bo to jej mały świat. Wiadomo – nieważne gdzie jesteśmy byle razem, ale w pewnym wieku i w pewnych sytuacjach nie każda zmiana jest korzystna dla dziecka. Niestety widać to w klasie córki, gdzie sporo dzieci przybywało w trakcie tych kilku lat. Nie każdy umiał się zaklimatyzować i odnaleźć w nowym otoczeniu, co widać po problemach jakich przysparzają nauczycielom, szkole, rodzicom. Wszystko to oczywiście kwestia bardzo indywidualna każdego dziecka, nie ma więc sensu martwić się na zapas 😉 A kiedy teraz pytam ją kim jest, to bez wahania odpowiada, że przede wszystkim Polką, potem Ostrołęczanką z korzeni (choć ani się tam nie urodziła, ani nigdy nie mieszkała) i wreszcie Gdynianką, bo tu jest jej mały świat, mała ojczyzna, rodzice i przyjaciele.

    • zfilizankakawy

      Martwienie się na zapas: nie, to raczej nie to, ja po prostu pragnę dla naszej rodziny świętego spokoju i własnego miejsca na ziemi. Każdy z nas kocha jakieś miejsce, ja kocham mój Miechów, mój Kraków, chciałabym żeby moja córka kiedyś też miała takie miasto z którym się będzie utożsamiać, gdy wszyscy jej znajomi np. na studiach będą mówić skąd pochodzą 🙂

  • Marta K

    Ciekawy post!Choć ja uważam, że nie zawsze odległość przeszkadza w kontaktach z rodziną, chęcią pomocy itp… Całe życie mieszkam w swoim rodzinnym mieście, rodzina dookoła bardzo blisko, ale mimo wszystko też całe życie byłam skazana na siebie. Obojętnie czego potrzebowałam, przynajmniej to nauczyło mnie wielu rzeczy, zawsze jakiś plus 🙂

  • Matka Antyterrorystka

    Mieszkałam i mieszkam w swoim mieście rodzinnym…i chętnie bym z niego uciekła bo wiadomo jak pracy nie ma to ciężko jest…ale zobaczymy jak to się wszystko rozwinie. Póki co wyprowadzka nie wchodzi w grę przez najbliższe 29 lat ale nie wiadomo może w totka 6 trafię:)

  • Ewiczka

    Szczerze mówiąc nie zazdroszczę Wam przeprowadzki, właśnie z punktu widzenia tożsamości. Mam nadzieję, że znaleźliście już swoje miejsce na ziemii. Osobiście nie wyobrażam sobie takiej przeprowadzki…moja wyprowadzka z Polski była stopniowa (powoli przewoziłam ubrania, bo praktycznie tylko to miałam). Nie miałam dziecka, nie musiałam spakować cełego dobytyku by wyjechać na drugi koniec Europy. W dzieciństwie przeżyłam jedną przeprowadzkę, ale w obrębie tego samego miasta – szkoła, znajomi itp. zostali Ci sami. Uwielbiam podróżować, odkrywać nowe miejsca i kulturę, ale czuję, że w życiu muszę mieć swoją przystań – mój dom. Co do tożsamości to jestem Polką i zawsze nią będę (nie umniejsza tego fakt, iż wystąpiłam o włoskie obywatelstwo). Polką się czuję – głupi przykład, dziś w nocy Polacy przegrai w siatkówkę z Włochami, no i Tych cholernych Włochów dziś nie cierpię 😀 Wkurzają mnie teksty typu &#39&#39co tam u Włoszki&#39&#39 albo &#39&#39ciekawe komu kibicujesz&#39&#39? Chciałabym aby i mój syn, chociaż w minimalny spoób czuł się związany z Polską.

  • Monika Dudzik

    Mądry tekst i niezwykle trafne spsotrzeżenia. Ja mogę o sobie powiedzieć, że mam własną tożsamość – i jest to naprawdę ważne. Czuję, że gdzieś przynależę. Chociaż z drugiej strony taki koczowniczy tryb życia, pomimo wielu niedogodności, ma i sporo zalet – na pewno poszerza perspektywy i pozwala sparwdzić się człowiekowi w różnych sytuacjach.

    • zfilizankakawy

      Zgadzam się. Ja miałam to szczęście, że mogłam sama poddjąć decyzję o tym, że wyruszam i do liceum pisałam już do Krakowa. Jednak to była moja świadoma decyzja i ja wybrałam miejsce docelowe- takie podróże są fajne, bo przynoszą zmiany, których się chciało. Co innego takie migracje jakich doświadczam od kilku lat- u mnie wywołują tylko depresje, kolejne rozczarowania i rozstania. W Łodzi cała moja nadzieja- oby to był ostatni przystanek.

  • Mis Catalina

    Moim zdaniem zmiana otoczenia co jakiś czas jest wskazana, poznaje się nowych ludzi, trzeba się odnaleźć w nowym środowisku co uczy nas nowych umiejętności 🙂 Ja co kilka lat się przeprowadzam i takie życie mi odpowiada 🙂

    • zfilizankakawy

      Rozumiem, że przeprowadzasz się z dziećmi i pasuje Ci takie życie na walizkach, poszukiwanie mieszkań itd. Ciekawy punkt widzenia, ale nie będę z tym polemizować, bo zdaję sobie sprawę, że dla każdego co innego oznacza szczęście. Twoje dzieciaki nie cierpią z powodu zmian otoczenia i utraty przyjaciół? Moja córeczka jest jeszcze malutka, więc dzielnie to przeżyła, ale wydaje mi się że dla ośmiolatka, którzy zawiązał już jakieś przyjaźnie i przyzwyczaił się choćby do swojego pokoju może to być traumatyczne przeżycie.

  • Przemek J

    Oczywiście, że tożsamość jest ważna i to bardzo. Pewnie dlatego szykując wzór koszulki kolarskiej chce dodać logo mojego miasta, aby podkreślić skąd jestem 🙂

  • Eli Milamalim

    Ja mam koczowniczy byt, urodziłam się w Piotrkowie i chyba tu umrę :-). Wszystko ma swoje dobre strony, bo ja kocham podróżować jednak cenię sobie bezpieczeństwo i stabilizację. Rodzina, to coś bez czego żyć nie mogę, a przyjaźnie zawieram na całe życie, dbam o nie i pielęgnuję je i tylko w sytuacjach podbramkowych mogłabym to wszystko zostawić. Podziwiam Cię, że psychicznie dajesz radę, to jest dowód na to jak silną osóbka jesteś. Człowiek to istota społeczna i nawet największy samotnik lubi czasami posiedzieć w tłumie. Wielki Szacun Asiu!

  • Justyna Goldman

    A wiesz, że ostatnio myslalam o tym, co kiedyś powie moja Córka na pytanie "skąd pochodzi". też wędrujemy, choć nie zmieniamy miejsc w sporej odległości od siebie, to i tak rodzina pozostaje daleko. I wiemy, ze to nie jest ostateczne miejsce, ze cos trzeba bedzie zmienic, ale Jasmina bedzie wtedy większa i to mie bedzie takie proste – zmiana szkoły, zerwane relacje z koleżankami. Miałam szczęście wychowywać się bez przeprowadzek, natomiast moja mama zmieniała miejsce zamieszkania trzykrotnie w dzieciństwie. I mimo wszystko jakoś mu smutno, że na podobny los skazuję swoją Córkę :/.

  • Marta S.

    Ja mogę śmiało powiedzieć, że jestem "stąd". Z dzielnicy z elektrownią, mimo iż mają 2 lata przeprowadziliśmy się do dziadków i mieszkałam w Sarnowie (taka wieś) przez 20 lat swojego życia, emocjonalnie czuję się związana z Łagiszą. Tu teraz mieszkam, znów po ponad 20 latach i tu jestem szczęśliwa 🙂

  • Ania Abakercja

    cieszę się, że ja od zawsze mieszkam w jednym mieście i przez większość mojego dzieciństwa i wczesnej młodości mieszkałam w tym samym mieszkaniu. nawet do szkoły tej samej chodziłam przez 12 lat. i tutaj teraz może trochę żałuję, bo może lepiej było chociaż do liceum iść gdzieś indziej, poznać coś innego. dopiero studia były trochę "szokiem". takim z cudzysłowie bo w tym samym mieście tylko że już nie 5 minut spacerkiem a 50 minut tramwajem. nie chciałabym się przeprowadzać. mam silną potrzebę znaleźć sobie jedno miejsce i już osiąść. chociaż na wszelki wypadek nie gromadzę (nawet własnego komputera nie mam ;)) gdyby przyszło mi się jednak gdzieś przenosić. mogłabym, ale tylko ze świadomością że to już na zawsze. albo chociaż na bardzo długo. takie przeprowadzki co kilka lat są absolutnie nie dla mnie. chociaż skąd mogę wiedzieć, skoro nie próbowałam 😉

  • mama_gada

    Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Jestem po pokrewnym kierunku i chociaż ja od zawsze mieszkam w mniej więcej tym samym miejscu i pewnie już tu zostaniemy, to jednak zastanawialiśmy się ostatnio z mężem, w kontekście dzieci naszym migrujących znajomych.

  • Ludzka sokowirówka

    Ja z dumą mówię, że jestem Warszawianką – taką z dziada pradziada, bo historia mojej rodziny w tym mieście sięga początków XX wieku – a przynajmniej dalej na razie nie dotarłam ;)Nigdy nie myślałam o przeprowadzce z tego miejsca, wędruję co najwyżej po dzielnicach, chciałabym tu zostać, przede wszystkim dlatego, że tutaj są wyjątkowe dla mnie osoby 😉

    • zfilizankakawy

      To tak jak ja jestem z dziada pradziada Miechowianką, wychowałam się w kamienicy, którą wybudował mój pradziadek itd. ,itp i też czuję z tego powodu ogromną dumę, dlatego dziwią mnie głupie rozmowy, że to takie fajne ciągle gdzieś wędrować. A przecież nie mam w znajomych cyganerii i bohemy artystycznej, wtedy może bym zrozumiała ich argumenty 😉

  • Paulina Staniszewska

    tożsamość jest bardzo ważna. Ja aktualnie mieszkam od 6 lat w Toruniu, a pierwotnie pochodzę ze szczecina. Przyznaje, że bardziej jak w domu czuję się w Toruniu i Szczecin staje się dla mnie coraz bardziej obcy. Chociaż czasem sama nie wiem gdzie tak właściwie jest mój dom

  • Paulina Staniszewska

    tożsamość jest bardzo ważna. Ja aktualnie mieszkam od 6 lat w Toruniu, a pierwotnie pochodzę ze szczecina. Przyznaje, że bardziej jak w domu czuję się w Toruniu i Szczecin staje się dla mnie coraz bardziej obcy. Chociaż czasem sama nie wiem gdzie tak właściwie jest mój dom

  • Matka Antyterrorystka

    Mieszkałam i mieszkam w swoim mieście rodzinnym…i chętnie bym z niego uciekła bo wiadomo jak pracy nie ma to ciężko jest…ale zobaczymy jak to się wszystko rozwinie. Póki co wyprowadzka nie wchodzi w grę przez najbliższe 29 lat ale nie wiadomo może w totka 6 trafię:)

  • Joanna Wojciechowski

    Zastanawiam się nad tym samym bezustannie. Moja starsza córka już trzy razy zmieniła miejsce zamieszkania a to najprawdopodobniej jeszcze nie koniec. Mój mąż żołnierz nie może niestety siedzieć na jednym miejscu więcej niż kilka lat i chociaż ja lubię te nasze zmiany, nie mam pojęcia, jak wpłyną na moje dzieci. Jak na razie doskonale radzą sobie i utożsamiają z dwiema narodowościami, jakie posiadają, co będzie później… okaże się…

  • Joanna Wojciechowski

    Zastanawiam się nad tym samym bezustannie. Moja starsza córka już trzy razy zmieniła miejsce zamieszkania a to najprawdopodobniej jeszcze nie koniec. Mój mąż żołnierz nie może niestety siedzieć na jednym miejscu więcej niż kilka lat i chociaż ja lubię te nasze zmiany, nie mam pojęcia, jak wpłyną na moje dzieci. Jak na razie doskonale radzą sobie i utożsamiają z dwiema narodowościami, jakie posiadają, co będzie później… okaże się…

  • Marta K

    Ciekawy post!
    Choć ja uważam, że nie zawsze odległość przeszkadza w kontaktach z rodziną, chęcią pomocy itp… Całe życie mieszkam w swoim rodzinnym mieście, rodzina dookoła bardzo blisko, ale mimo wszystko też całe życie byłam skazana na siebie. Obojętnie czego potrzebowałam, przynajmniej to nauczyło mnie wielu rzeczy, zawsze jakiś plus 🙂

  • LIFE STYLERKA

    Ja to mam totalnie na odwrót. Urodziłam się w Szczecinie i mieszkam w nim od 37 lat z jednym rocznym wyjątkiem kiedy byłam w Stanach. Dobrze mi tutaj. To moje miasto, znam wszystkie kąty, mam tu rodzinie i przyjaciół. Mam nadzieję, że nie będę musiała się stąd nigdzie wyprowadzać. No, chyba że do Toskanii;).

  • Love Domowe

    Bardzo ciekawy wpis. Ja przez pierwszych 18 lat swojego życia mieszkałam w Ostrołęce i już zawsze będę ostrołęczanką i kurpianą 🙂 Kocham to miejsce i uwielbiam do niego wracać, tym bardziej, że cały czas mieszka tam moja rodzina. Też mam za sobą migrację, ale za każdym razem były to moje świadome decyzje, nie pchał mnie do tego los czy też sytuacja, po prostu chciałam zmian na jeszcze lepiej. Oczywiście łatwiej było przeprowadzać się bez dziecka, ale nawet kiedy starsza córka pojawiła się na świecie przenieśliśmy się o kolejne ponad 200km. Miała wtedy 4 lata i nie odczuła tego w negatywny sposób, ale… kolejna przeprowadzka w wieku 7 lat już nie była taka prosta. Wtedy wywróciłam swoje/ nasze życie do góry nogami i dlatego chciałam zachować w jej życiu choć jedną stałą. Postawiłam na szkołę. Mimo, że była oddalona prawie o 30km od nowego domu woziłam ją tam codziennie. Tam miała już przyjaciół, więzi, znanych sobie nauczycieli i całe otoczenie, i nie wyobrażała sobie zostawić jeszcze i to. Niektórzy pukali się w głowę, kiedy słyszeli o tych naszych codziennych wyprawach, bo przecież mogła chodzić do szkoły tuż pod nosem. Dla mnie jednak ważniejsze było wtedy jej mocne zakorzenienie się w tamtym otoczeniu. I mimo kolejnej przeprowadzki po 3 latach (tym razem dystans do szkoły zmniejszył się do 10km) ona dalej uczęszcza do tej samej szkoły, bo to jej mały świat. Wiadomo – nieważne gdzie jesteśmy byle razem, ale w pewnym wieku i w pewnych sytuacjach nie każda zmiana jest korzystna dla dziecka. Niestety widać to w klasie córki, gdzie sporo dzieci przybywało w trakcie tych kilku lat. Nie każdy umiał się zaklimatyzować i odnaleźć w nowym otoczeniu, co widać po problemach jakich przysparzają nauczycielom, szkole, rodzicom. Wszystko to oczywiście kwestia bardzo indywidualna każdego dziecka, nie ma więc sensu martwić się na zapas 😉

    A kiedy teraz pytam ją kim jest, to bez wahania odpowiada, że przede wszystkim Polką, potem Ostrołęczanką z korzeni (choć ani się tam nie urodziła, ani nigdy nie mieszkała) i wreszcie Gdynianką, bo tu jest jej mały świat, mała ojczyzna, rodzice i przyjaciele.

    • zfilizankakawy

      Martwienie się na zapas: nie, to raczej nie to, ja po prostu pragnę dla naszej rodziny świętego spokoju i własnego miejsca na ziemi. Każdy z nas kocha jakieś miejsce, ja kocham mój Miechów, mój Kraków, chciałabym żeby moja córka kiedyś też miała takie miasto z którym się będzie utożsamiać, gdy wszyscy jej znajomi np. na studiach będą mówić skąd pochodzą 🙂

  • Mateusz

    "Nie zapomnij, skąd tutaj przybyłem,
    nie zapomnij, gdzie się urodziłem,
    bo w pamięci jest siła zaklęta,
    więc pamiętaj synu mój…
    O kolorach białym i czerwonym,
    o symbolach orła i korony,
    bo w pamięci jest siła zaklęta,
    więc pamiętaj synu mój.."

  • gin

    Ja mieszkam za granicą, od wyprowadzki z domu (dziesięć lat temu) przeprowadzałam się… Osiem razy, jeśli się nie mylę. W tym trzy razy zmieniałam kraj 😉 Także doskonale rozumiem pojęcie "mieszkania na walizkach". Moim marzeniem jest kupno domu, mojego własnego, gdzie będę miała dużo przestrzeni… Tylko dla siebie 🙂 Wiem, że "będę miała co opowiadać wnukom", ale już najwyższy czas na ustatkowanie 🙂
    A kim jestem? Polką, choć nie jest to tak oczywista odpowiedź, jak mogłoby się wydawać…

  • Mateusz

    "Nie zapomnij, skąd tutaj przybyłem,
    nie zapomnij, gdzie się urodziłem,
    bo w pamięci jest siła zaklęta,
    więc pamiętaj synu mój…
    O kolorach białym i czerwonym,
    o symbolach orła i korony,
    bo w pamięci jest siła zaklęta,
    więc pamiętaj synu mój.."

  • gin

    Ja mieszkam za granicą, od wyprowadzki z domu (dziesięć lat temu) przeprowadzałam się… Osiem razy, jeśli się nie mylę. W tym trzy razy zmieniałam kraj 😉 Także doskonale rozumiem pojęcie "mieszkania na walizkach". Moim marzeniem jest kupno domu, mojego własnego, gdzie będę miała dużo przestrzeni… Tylko dla siebie 🙂 Wiem, że "będę miała co opowiadać wnukom", ale już najwyższy czas na ustatkowanie 🙂
    A kim jestem? Polką, choć nie jest to tak oczywista odpowiedź, jak mogłoby się wydawać…

  • Renia Hanolajnen

    Poruszyłaś bardzo ważny temat, który dał mi do myślenia. Ja jestem właśnie takim dzieckiem: urodziłam się w Zabrzu, do szkoły chodziłam w Częstochowie, studiowałam we Wrocławiu, a po studiach zamieszkałam w Warszawie. Nie potrafię powiedzieć "skąd jestem", ale też nie jest to dla mnie jakimś problemem. Na szczęście u mnie te zmiany zachodziły pomiędzy poszczególnymi etapami nauczania, więc odpadał problem nagłej zmiany środowiska, przedszkola, szkoły itd. Fakt, stare znajomości się rozluźniły i tego najbardziej mi brakuje, ale poza tym jest ok.
    Moi rodzice po kilku latach rozłąki przeprowadzili się za nami – to rzeczywiście jest ogromne szczęście i pomoc. Natomiast teściowie mieszkają za granicą, ponad 2000 km od nas (mąż jest obcokrajowcem), więc nie ma się co łudzić, że oni też się przeprowadzą 😉

    • zfilizankakawy

      Ulżyło mi ogromnie, że tak odbierasz te zmiany i nie przeszkadza Ci, że do końca nie wiesz skąd jesteś. W końcu jakby nie patrzeć jesteś Polką z krwi i kości, która może utożsamiać się z wieloma miastami- jak moja córa ;). Co do przyjaźni i znajomości: one zawsze się rozluźniają w dorosłym wieku, szczególnie po założeniu rodziny, ale ja Ci jednej rzeczy strasznie zazdroszczę… Tak mocno jak chyba nikomu niczego do tej pory :). Że Twoi rodzice przeprowadzili się za Wami… Jak ja pragnę mieć rodzinę bliżej… Kto wie! Może kiedyś 🙂

  • Kamil

    Nie wyobrażam sobie pływać od portu do portu, a zwłaszcza z dzieckiem. To juz nie chodzi o tożsamość, a pewną stabilność. Nie chciałbym wyrywać mojej córki od rodziny, znajomych, czy tez nawet miejsc, które zna i lubi.

    Motyw koczownika jest dobry, gdy się podrośnie, ale nie ma jeszcze rodziny:) Przynajmniej moim skromnym zdaniem:)

  • magdziak

    Ciekawy wpis. Ja od urodzenia mieszkam w małej wsi pod Łodzią. Mam 20 lat, studiuję, a nie zdecydowałam się na przeprowadzkę, tylko dojeżdżam na uczelnię około godziny autobusem w jedną stronę. Mam koleżanki, które wraz z rodzicami przeprowadzały się i muszę przyznać, że ciesze się, że ja takiego życia nie miałam. Nie wyobrażam sobie, że do swojego ulubionego miejsca (załóżmy, że jest to jakaś polana w lesie) muszę jechać przez pół Polski! Że moja rodzina jest kilkadziesiąt kilometrów stąd! Gdybym miała dzieci, ciągłe zmienianie im szkoły, widzenie dziadków raz na jakiś czas. To raczej nie byłoby fajne. Jestem ze wsi i się tego nie wstydzę. Ba! Marzę o tym, żeby mieszkać tutaj jak tylko najdłużej będę mogła! 😉

  • Mamy do pogadania

    Ojj ja też wielokrotnie zmieniałam miejsce zamieszkania, mieszkałam głównie w miastach, większych, mniejszych, ale pochodzę ze wsi, i tam zostało moje serducho a podobno dom jest właśnie tam, gdzie serce, prawda? 😉

  • Renia Hanolajnen

    Poruszyłaś bardzo ważny temat, który dał mi do myślenia. Ja jestem właśnie takim dzieckiem: urodziłam się w Zabrzu, do szkoły chodziłam w Częstochowie, studiowałam we Wrocławiu, a po studiach zamieszkałam w Warszawie. Nie potrafię powiedzieć "skąd jestem", ale też nie jest to dla mnie jakimś problemem. Na szczęście u mnie te zmiany zachodziły pomiędzy poszczególnymi etapami nauczania, więc odpadał problem nagłej zmiany środowiska, przedszkola, szkoły itd. Fakt, stare znajomości się rozluźniły i tego najbardziej mi brakuje, ale poza tym jest ok.
    Moi rodzice po kilku latach rozłąki przeprowadzili się za nami – to rzeczywiście jest ogromne szczęście i pomoc. Natomiast teściowie mieszkają za granicą, ponad 2000 km od nas (mąż jest obcokrajowcem), więc nie ma się co łudzić, że oni też się przeprowadzą 😉

    • zfilizankakawy

      Ulżyło mi ogromnie, że tak odbierasz te zmiany i nie przeszkadza Ci, że do końca nie wiesz skąd jesteś. W końcu jakby nie patrzeć jesteś Polką z krwi i kości, która może utożsamiać się z wieloma miastami- jak moja córa ;). Co do przyjaźni i znajomości: one zawsze się rozluźniają w dorosłym wieku, szczególnie po założeniu rodziny, ale ja Ci jednej rzeczy strasznie zazdroszczę… Tak mocno jak chyba nikomu niczego do tej pory :). Że Twoi rodzice przeprowadzili się za Wami… Jak ja pragnę mieć rodzinę bliżej… Kto wie! Może kiedyś 🙂

  • Kamil

    Nie wyobrażam sobie pływać od portu do portu, a zwłaszcza z dzieckiem. To juz nie chodzi o tożsamość, a pewną stabilność. Nie chciałbym wyrywać mojej córki od rodziny, znajomych, czy tez nawet miejsc, które zna i lubi.

    Motyw koczownika jest dobry, gdy się podrośnie, ale nie ma jeszcze rodziny:) Przynajmniej moim skromnym zdaniem:)

  • magdziak

    Ciekawy wpis. Ja od urodzenia mieszkam w małej wsi pod Łodzią. Mam 20 lat, studiuję, a nie zdecydowałam się na przeprowadzkę, tylko dojeżdżam na uczelnię około godziny autobusem w jedną stronę. Mam koleżanki, które wraz z rodzicami przeprowadzały się i muszę przyznać, że ciesze się, że ja takiego życia nie miałam. Nie wyobrażam sobie, że do swojego ulubionego miejsca (załóżmy, że jest to jakaś polana w lesie) muszę jechać przez pół Polski! Że moja rodzina jest kilkadziesiąt kilometrów stąd! Gdybym miała dzieci, ciągłe zmienianie im szkoły, widzenie dziadków raz na jakiś czas. To raczej nie byłoby fajne. Jestem ze wsi i się tego nie wstydzę. Ba! Marzę o tym, żeby mieszkać tutaj jak tylko najdłużej będę mogła! 😉

  • Matko Zabawko

    Urodziłam się w Warszawie, wychowałam w Warszawie i również tu mieszkam. Jestem szczęśliwa, że moje miejsce na ziemi jest właśnie w tym mieście. Choć rozważaliśmy przeprowadzkę do UK i często krążą mi myśli, żeby wyjechać to Warszawę zawsze chętnie odwiedzę.

  • Mamy do pogadania

    Ojj ja też wielokrotnie zmieniałam miejsce zamieszkania, mieszkałam głównie w miastach, większych, mniejszych, ale pochodzę ze wsi, i tam zostało moje serducho a podobno dom jest właśnie tam, gdzie serce, prawda? 😉

  • Wcześniak i co dalej

    Ja sobie nie wyobrażam być daleko od rodziny. Gdyby nie babcia niedaleko to moje dziecko poszło by do żłobka. A tego sobie nie wyobrażam, bo tyle co się od lekarzy nasłuchałam co mu grozi w przypadku zbyt częstych chorób, a to przecież oczywiste jeśli ma się obniżoną odporność.
    I ja wam nie zazdroszczę. Dla mnie przeprowadzka z jednego końca miasta na drugi była przykra. Kochałam i w sumie nadal kocham Ursynów. Tam studiowałam i mieszkałam przez 5 lat życia. Mam takie cudowne wspomnienia i chcę tam kiedyś wrócić.
    A co do poczucia tożsamości. Łatwiej o nie chyba w małej miejscowości. Trudno się utożsamiać z całą Warszawą. Poza tym wszyscy wiedzą jaka jest reakcja jeśli ktoś z dumą odpowiada, że jest z Warszawy.

  • Matko Zabawko

    Urodziłam się w Warszawie, wychowałam w Warszawie i również tu mieszkam. Jestem szczęśliwa, że moje miejsce na ziemi jest właśnie w tym mieście. Choć rozważaliśmy przeprowadzkę do UK i często krążą mi myśli, żeby wyjechać to Warszawę zawsze chętnie odwiedzę.

  • Wcześniak i co dalej

    Ja sobie nie wyobrażam być daleko od rodziny. Gdyby nie babcia niedaleko to moje dziecko poszło by do żłobka. A tego sobie nie wyobrażam, bo tyle co się od lekarzy nasłuchałam co mu grozi w przypadku zbyt częstych chorób, a to przecież oczywiste jeśli ma się obniżoną odporność.
    I ja wam nie zazdroszczę. Dla mnie przeprowadzka z jednego końca miasta na drugi była przykra. Kochałam i w sumie nadal kocham Ursynów. Tam studiowałam i mieszkałam przez 5 lat życia. Mam takie cudowne wspomnienia i chcę tam kiedyś wrócić.
    A co do poczucia tożsamości. Łatwiej o nie chyba w małej miejscowości. Trudno się utożsamiać z całą Warszawą. Poza tym wszyscy wiedzą jaka jest reakcja jeśli ktoś z dumą odpowiada, że jest z Warszawy.

  • Katarzyna Balbierz - MaaMaa BaalBinkaa

    Nie raz, nie dwa pisałam o tym, że znajduję się na właściwym miejscu. Kocham moje miasteczko i całym serem jestem mu oddana. Mimo, że nie jest idealne to ja je akceptuje taki jakie jest 😉 Zupełnie jak w jakimś związku 😉 Nie wyobrażam sobie żebym mogła mieszkać w innym miejscu. Ja po prostu nie chcę. Jak będzie z moim synem? To się jeszcze okaże.

  • Matki Polki Fanaberie

    Zawsze chciałam mieszkać w Poznaniu. Urodziłam się w Pile, tam się wychowałam, tam uczyłam, dopiero na studia magisterskie i to jeszcze zaoczne zaczęłam przyjeżdżać do Poznania. Chciałam tu zamieszkać i w końcu moje marzenie się spełniło. Teraz marzę żeby się stąd wynieść, gdziekolwiek. Najchętniej wróciłabym do Piły, ale to niemożliwe. Z jednej strony mamy dobrze bo nikt nam się nie wtrąca, żadna babcia nie wpadnie z niezapowiedzianą wizytą i nie sprawdzi czy mam w domu porządek. Z drugiej czasem brakuje kogoś kto choć przez chwilę mógłby pomóc.

  • Nie Bieska

    Skąd ja to znam! Kiedy ktoś pyta skąd jestem też mówię, że z mojego rodzinnego miasta, gdzie szczęśliwie mieszkałam ponad 20 lat. Od kilku natomiast jeżdżę po kraju w tą i spowrotem (ja i mąż) za pracą, mieszkamy już w trzecim mieście, ale nie mamy dzieci. Za każdym razem wszystko trzeba zaczynać od nowa i może na początku to jest fajne, ale na dłuższą metę męczy… Życzę odnalezienia Waszego miejsca na ziemi, ja swojego też szukam 🙂

  • Katarzyna Balbierz - MaaMaa Ba

    Nie raz, nie dwa pisałam o tym, że znajduję się na właściwym miejscu. Kocham moje miasteczko i całym serem jestem mu oddana. Mimo, że nie jest idealne to ja je akceptuje taki jakie jest 😉 Zupełnie jak w jakimś związku 😉 Nie wyobrażam sobie żebym mogła mieszkać w innym miejscu. Ja po prostu nie chcę. Jak będzie z moim synem? To się jeszcze okaże.

  • Matki Polki Fanaberie

    Zawsze chciałam mieszkać w Poznaniu. Urodziłam się w Pile, tam się wychowałam, tam uczyłam, dopiero na studia magisterskie i to jeszcze zaoczne zaczęłam przyjeżdżać do Poznania. Chciałam tu zamieszkać i w końcu moje marzenie się spełniło. Teraz marzę żeby się stąd wynieść, gdziekolwiek. Najchętniej wróciłabym do Piły, ale to niemożliwe. Z jednej strony mamy dobrze bo nikt nam się nie wtrąca, żadna babcia nie wpadnie z niezapowiedzianą wizytą i nie sprawdzi czy mam w domu porządek. Z drugiej czasem brakuje kogoś kto choć przez chwilę mógłby pomóc.

  • Monika Dudzik

    Mądry tekst i niezwykle trafne spsotrzeżenia. Ja mogę o sobie powiedzieć, że mam własną tożsamość – i jest to naprawdę ważne. Czuję, że gdzieś przynależę. Chociaż z drugiej strony taki koczowniczy tryb życia, pomimo wielu niedogodności, ma i sporo zalet – na pewno poszerza perspektywy i pozwala sparwdzić się człowiekowi w różnych sytuacjach.

    • zfilizankakawy

      Zgadzam się. Ja miałam to szczęście, że mogłam sama poddjąć decyzję o tym, że wyruszam i do liceum pisałam już do Krakowa. Jednak to była moja świadoma decyzja i ja wybrałam miejsce docelowe- takie podróże są fajne, bo przynoszą zmiany, których się chciało. Co innego takie migracje jakich doświadczam od kilku lat- u mnie wywołują tylko depresje, kolejne rozczarowania i rozstania. W Łodzi cała moja nadzieja- oby to był ostatni przystanek.

  • Nie Bieska

    Skąd ja to znam! Kiedy ktoś pyta skąd jestem też mówię, że z mojego rodzinnego miasta, gdzie szczęśliwie mieszkałam ponad 20 lat. Od kilku natomiast jeżdżę po kraju w tą i spowrotem (ja i mąż) za pracą, mieszkamy już w trzecim mieście, ale nie mamy dzieci. Za każdym razem wszystko trzeba zaczynać od nowa i może na początku to jest fajne, ale na dłuższą metę męczy… Życzę odnalezienia Waszego miejsca na ziemi, ja swojego też szukam 🙂

  • Ewiczka

    Szczerze mówiąc nie zazdroszczę Wam przeprowadzki, właśnie z punktu widzenia tożsamości. Mam nadzieję, że znaleźliście już swoje miejsce na ziemii. Osobiście nie wyobrażam sobie takiej przeprowadzki…moja wyprowadzka z Polski była stopniowa (powoli przewoziłam ubrania, bo praktycznie tylko to miałam). Nie miałam dziecka, nie musiałam spakować cełego dobytyku by wyjechać na drugi koniec Europy. W dzieciństwie przeżyłam jedną przeprowadzkę, ale w obrębie tego samego miasta – szkoła, znajomi itp. zostali Ci sami. Uwielbiam podróżować, odkrywać nowe miejsca i kulturę, ale czuję, że w życiu muszę mieć swoją przystań – mój dom.
    Co do tożsamości to jestem Polką i zawsze nią będę (nie umniejsza tego fakt, iż wystąpiłam o włoskie obywatelstwo). Polką się czuję – głupi przykład, dziś w nocy Polacy przegrai w siatkówkę z Włochami, no i Tych cholernych Włochów dziś nie cierpię 😀 Wkurzają mnie teksty typu ''co tam u Włoszki'' albo ''ciekawe komu kibicujesz''? Chciałabym aby i mój syn, chociaż w minimalny spoób czuł się związany z Polską.

  • Justyna Goldman

    A wiesz, że ostatnio myslalam o tym, co kiedyś powie moja Córka na pytanie "skąd pochodzi". też wędrujemy, choć nie zmieniamy miejsc w sporej odległości od siebie, to i tak rodzina pozostaje daleko. I wiemy, ze to nie jest ostateczne miejsce, ze cos trzeba bedzie zmienic, ale Jasmina bedzie wtedy większa i to mie bedzie takie proste – zmiana szkoły, zerwane relacje z koleżankami. Miałam szczęście wychowywać się bez przeprowadzek, natomiast moja mama zmieniała miejsce zamieszkania trzykrotnie w dzieciństwie. I mimo wszystko jakoś mu smutno, że na podobny los skazuję swoją Córkę :/.

  • Marta S.

    Ja mogę śmiało powiedzieć, że jestem "stąd". Z dzielnicy z elektrownią, mimo iż mają 2 lata przeprowadziliśmy się do dziadków i mieszkałam w Sarnowie (taka wieś) przez 20 lat swojego życia, emocjonalnie czuję się związana z Łagiszą. Tu teraz mieszkam, znów po ponad 20 latach i tu jestem szczęśliwa 🙂

  • Eli Milamalim

    Ja mam koczowniczy byt, urodziłam się w Piotrkowie i chyba tu umrę :-). Wszystko ma swoje dobre strony, bo ja kocham podróżować jednak cenię sobie bezpieczeństwo i stabilizację. Rodzina, to coś bez czego żyć nie mogę, a przyjaźnie zawieram na całe życie, dbam o nie i pielęgnuję je i tylko w sytuacjach podbramkowych mogłabym to wszystko zostawić. Podziwiam Cię, że psychicznie dajesz radę, to jest dowód na to jak silną osóbka jesteś. Człowiek to istota społeczna i nawet największy samotnik lubi czasami posiedzieć w tłumie. Wielki Szacun Asiu!

  • Mis Catalina

    Moim zdaniem zmiana otoczenia co jakiś czas jest wskazana, poznaje się nowych ludzi, trzeba się odnaleźć w nowym środowisku co uczy nas nowych umiejętności 🙂 Ja co kilka lat się przeprowadzam i takie życie mi odpowiada 🙂

    • zfilizankakawy

      Rozumiem, że przeprowadzasz się z dziećmi i pasuje Ci takie życie na walizkach, poszukiwanie mieszkań itd. Ciekawy punkt widzenia, ale nie będę z tym polemizować, bo zdaję sobie sprawę, że dla każdego co innego oznacza szczęście. Twoje dzieciaki nie cierpią z powodu zmian otoczenia i utraty przyjaciół? Moja córeczka jest jeszcze malutka, więc dzielnie to przeżyła, ale wydaje mi się że dla ośmiolatka, którzy zawiązał już jakieś przyjaźnie i przyzwyczaił się choćby do swojego pokoju może to być traumatyczne przeżycie.

  • Ludzka sokowirówka

    Ja z dumą mówię, że jestem Warszawianką – taką z dziada pradziada, bo historia mojej rodziny w tym mieście sięga początków XX wieku – a przynajmniej dalej na razie nie dotarłam 😉
    Nigdy nie myślałam o przeprowadzce z tego miejsca, wędruję co najwyżej po dzielnicach, chciałabym tu zostać, przede wszystkim dlatego, że tutaj są wyjątkowe dla mnie osoby 😉

    • zfilizankakawy

      To tak jak ja jestem z dziada pradziada Miechowianką, wychowałam się w kamienicy, którą wybudował mój pradziadek itd. ,itp i też czuję z tego powodu ogromną dumę, dlatego dziwią mnie głupie rozmowy, że to takie fajne ciągle gdzieś wędrować. A przecież nie mam w znajomych cyganerii i bohemy artystycznej, wtedy może bym zrozumiała ich argumenty 😉

  • Ania Abakercja

    cieszę się, że ja od zawsze mieszkam w jednym mieście i przez większość mojego dzieciństwa i wczesnej młodości mieszkałam w tym samym mieszkaniu. nawet do szkoły tej samej chodziłam przez 12 lat. i tutaj teraz może trochę żałuję, bo może lepiej było chociaż do liceum iść gdzieś indziej, poznać coś innego. dopiero studia były trochę "szokiem". takim z cudzysłowie bo w tym samym mieście tylko że już nie 5 minut spacerkiem a 50 minut tramwajem. nie chciałabym się przeprowadzać. mam silną potrzebę znaleźć sobie jedno miejsce i już osiąść. chociaż na wszelki wypadek nie gromadzę (nawet własnego komputera nie mam ;)) gdyby przyszło mi się jednak gdzieś przenosić. mogłabym, ale tylko ze świadomością że to już na zawsze. albo chociaż na bardzo długo. takie przeprowadzki co kilka lat są absolutnie nie dla mnie. chociaż skąd mogę wiedzieć, skoro nie próbowałam 😉

  • mama_gada

    Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Jestem po pokrewnym kierunku i chociaż ja od zawsze mieszkam w mniej więcej tym samym miejscu i pewnie już tu zostaniemy, to jednak zastanawialiśmy się ostatnio z mężem, w kontekście dzieci naszym migrujących znajomych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *