Nie bądź plastrem na całe zło
Pisałam już o potrzebie żałoby po każdym związku i konieczności bycia samemu przez jakiś czas po rozstaniu. Dziś napiszę z perspektywy tej drugiej strony, czyli osoby, która pojawia się w życiu kogoś, kto wylizuje swoje rany i czeka aż się wygoją.
Niedokochany
Poznajesz go. Może jest w trakcie rozwodu, a może wręcz potrzebuje bodźca, żeby wyjść z toksycznego związku. Może został niedawno porzucony, zdradzony albo walczy z uzależnieniem. Jest w trakcie bolesnego procesu, kiedy sam jeszcze nie wie kim jest, czego chce, do czego dąży, co go uszczęśliwia. Może czuje się odtrącony, pusty w środku, panicznie boi się samotności. Pojawiasz się Ty – jego muza, bohaterka, ostoja, ciepło, którego nie zaznał, bliskość, której był pozbawiony, adoracja której potrzebował. Idealna na moment, kiedy tak bardzo cierpi. Dajesz mu dokładnie to, czego brakowało albo czego teraz potrzebuje. Zraniony, odrzucony, nieszczęśliwy człowiek nie myśli jasno. Jak zranione zwierzątko, daje sobie pomóc, ale kiedy wyswobodzisz łapkę ze sprężynowej pułapki, ucieknie w popłochu.
Między wódkę, a zakąskę
Myślisz, że kiedy opatrzysz mu rany i okażesz miłość, on będzie ci dozgonnie wdzięczny. W końcu przeszłaś z nim cały proces leczenia traum, godzenia się z rozstaniem, bólem, odzyskiwaniem wiary w siebie. Tymczasem on – kiedy staje na nogi – zaczyna się od siebie odsuwać, staję się nagle innym człowiekiem. Może więcej cię krytykuje, może unika bliskości, może oddala się emocjonalnie. Nie wiesz co się dzieje i analizujesz każdy swój krok. Nie zrobiłaś nic złego, po prostu pojawiłaś się w złym czasie. Nie dałaś mu samodzielnie wygrzebać się z bagna, w którym tonął. Nie dałaś szansy ranom na zabliźnienie, a jemu na odkrycie samego siebie. Gdybyście spotkali się po tym procesie, możliwe, że nigdy nie bylibyście razem.
Nie bądź plastrem na całe zło
Jest różnica pomiędzy byciem czyimś partnerem, a wybawcą. Pomiędzy byciem potrzebną, a chcianą. Nie bądź kołem ratunkowym, plastrem, gipsem, studnią z której ktoś będzie czerpał by zapełnić swoje deficyty. Bo kiedy przestaniesz być potrzebna, zostaniesz zastąpiona kimś pożądanym, chcianym. Kimś z kim się jest, gdy jest się zdrowym, stabilnym i szczęśliwym i nie potrzebuje się już ratunku. Tylko osoba, która potrafi być szczęśliwa sama ze sobą, jest w stanie zbudować zdrowy związek. Wiem, że mi teraz powiesz, że wielu osobom się udało. Weszły ze związku w związek albo uratowały kogoś uzależnionego, kogoś z nieprzepracowanymi traumami i są razem wiele lat. Być może tak właśnie jest, a być może widzisz ten związek tylko z zewnątrz. Znasz z opowieści, odkrywasz słuchając jednostronnych wynurzeń. Może któraś ze stron, typowo, wstydzi się odejść, przyznać do błędu. Może nie czuje się już na siłach, bo ze związku zrodziły się dzieci albo wspólne kredyty i nie jest już tak łatwo.
Być chcianą
Kiedyś uczono nas, że człowiek musi się czuć potrzebny. Wpajano nam, że akceptacji powinniśmy szukać na zewnątrz. Tymczasem o wiele piękniej jest żyć z kimś, kto wcale nas nie potrzebuje, tylko po prostu wybrał właśnie nas. Nie ma nic piękniejszego niż związek dwojga dojrzałych ludzi, którzy zdecydowali się na wspólne życie, ale nie uzależniają od siebie poczucia szczęścia. Potrafią spędzać czas osobno, nie rozliczają z wyrzutami z tych chwil, które nie poświęcili sobie, nie rywalizują, nie licytują się, nie są od siebie zależni, akceptują się, wspierają, razem wzrastają. Nie doświadczy się takiego pełnego związku, dopóki odczuwamy, że ktoś jest nam potrzebny lub my jesteśmy potrzebni jemu. W chwili, gdy jedna z osób stanie na nogi: mentalnie, fizycznie, finansowo czy jak tylko sobie marzy, odczuje, że taki związek po prostu jej nie wystarcza. Że można więcej, bardziej, głębiej i że przede wszystkim można samemu.